Edmund – we własnym domu!

Aktualizacja: 08.04.2014

Edmund jest już we własnym domu. Oko pięknie się zagoiło, skóra już prawie wróciła do normy, więc chłopak dostał wypis ze szpitala, książeczkę zdrowia i buzi na drogę. Bądź szczęśliwy, łakomczuchu :)

Aktualizacja: 18.03.2014 r.

Długo nie pisaliśmy o Edmundzie – a to dlatego, że stan jego zdrowia nie poprawiał się tak szybko, jak byśmy tego chcieli. W końcu jednak Edmund poczuł się na tyle dobrze, że mógł zostać poddany operacji korekcji powieki, która tak bardzo mu przeszkadzała i drażniła oczko. Zabieg odbył się w sobotę – 15 marca – a Edmund bardzo dobrze go zniósł – teraz trzymamy kciuki, by ranka po operacji szybciutko się wygoiła. Edmund chyba jest chyba bardzo zadowolony. Humor mu dopisuje i apetyt ma wilczy – głośno dopomina się posiłków i mizianek. Oczko otwiera znacznie szerzej niż poprzednio i sprawia wrażenie, jakby już teraz odczuwał ogromną ulgę – nic już nie podrażnia rogówki, nie przeszkadza – można więc szerzej spojrzeć na świat – bez bólu i z nadzieją na przyszłość. Oby Edmund szybko wypatrzył swój własny domek.

Aktualizacja: 28.02.2014 r.

Świerzbowiec, który zaatakował skórę Edmunda jest już w odwrocie. Sam Edmund czuje się też znacznie lepiej. Apetyt dopisuje, co widać po jego zachowaniu. Edmund dałby się pokroić za każdą ilość jedzenia. Niestety Edmund wymaga jeszcze  dodatkowego zabiegu korekty ektropium powieki dolnej prawej. Powieka zawija mu się do środka, przez co rzęsy drażnią rogówkę oczka i występuje tam ciągle stan zapalny, a oczko jest podrażnione i wygląda na mniejsze. Powiększa się jedynie na widok jedzenia;-)  Taka wada powieki przeszkadza Mundkowi i na pewno stanowi dyskomfort. Zabieg u Edmunda planujemy przeprowadzić w najbliższych dniach.

 

16.02.104 r.

Mówią o mnie, że jestem miły. Bardzo miły kot. I że kiedy dojdę do siebie, będę pięknym kruczoczarnym i zielonookim kocurkiem.
Jeszcze kilka dni temu prowadziłem życie bezdomnego. A bezdomny, wiadomo, żyje marnie, śpi byle gdzie, je byle co, nie domyty, zaniedbany, wychudzony.
Świerzb skórny. Paskudna nazwa paskudnego parcha. Cena, jaką płacą tacy jak ja, w czapkach niewidkach, niewidzialni, zadżumieni. Bezdomni.
Nie wiem, jak długo tak koczowałem po piwnicach i podwórkach. Ludzie mnie przeganiali, odwracali się z obrzydzeniem.
Aż trafiłem tutaj. Jest ciepło, dają dobrze zjeść. Wpychają też jakieś coś do pyska, mówią „leki”. Tylko nie wiem, czemu mówią, że jestem miły, a dotknąć nie chcą. Dotyku brakuje mi od tak dawna… Całą kocią duszę bym sprzedał za ten dotyk.
Jak przez mgłę przypominam sobie inne miejsce, to sprzed ulic i podwórek. Wtedy też było ciepło i nie głodowałem. Jeszcze pamiętam, że mnie przytulano, głaskano, i że spałem obok człowieka, który był dla mnie całym światem. Chyba też byłem dla niego ważny. Jak to się stało, że wylądowałem na mrozie? A bo to mało kotów tak kończy? Poznałem kilka podobnych do mojej historii. Żaden z kotów nie mówił, dlaczego śpi na ulicy. Każdy tęsknił za tym, kogo kochał nad życie. Pełna miska furda, miękkie łóżko furda, najważniejszy był tylko ten ciepły dotyk ludzkiej dłoni. I że było dla kogo mruczeć i na kogo czekać.

Nie dotykają mnie. No dobra. Wytrzymam. Tyle wytrzymałem.
Kiedyś mnie pogłaszczą.
Kiedyś ktoś przyjdzie i pochyli się nad moją klatką.
Kiedyś będzie Wszystko.
I plama słońca na podłodze i ja leżący w tej plamie. Rozkoszne ciepło. Promienie ciepła tańczące w czarnym futrze.
I dłoń. Jedyna taka na świecie. Dłoń mojego ludzkiego przyjaciela.

Edmund

Czarny, skrajnie zaniedbany kocurek trafił niedawno pod naszą opiekę. Brzydkie przerzedzenia sierści i zmiany na skórze okazały się świerzbem skórnym – pasożyt zaatakował niemal każdy centymetr ciała. Miski – trzeba chować, bo nawet odrobina czegoś jadalnego w zasięgu nosa Edmunda i – kocurek wpada w amok. Na razie jedzenie jest dawkowane. Musi nabrać ciała, pozbyć się świerzbu. Potem czeka go porządne odrobaczenie, szczepienie, czipowanie. Panie weterynarz nie odmówiły pomocy dla „parchatka”, robią wszystko, by Edmund zapomniał o złej przeszłości, by wrócił do pełni zdrowia.
A my, kolejny raz zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc – o wsparcie finansowe leczenia, odpowiednich zabiegów weterynaryjnych, wysokowartościowej karmy.
Ufamy, że pomożecie nam doprowadzić Edzia do porządku. Że wspólnie uda nam się uratować jeszcze jedno kocie życie. Za każdą, najmniejszą darowiznę już teraz bardzo dziękujemy.

 



KOTYlion – z miłości do kotów

Strona powstała z miłości do kotów i z potrzeby niesienia im pomocy.

Jesteśmy grupą ludzi, których połączył jeden cel - pomoc kotom porzuconym, niechcianym, niczyim.

Jesteśmy z Łodzi i pomagamy przede wszystkim łódzkim kotom.

Grupa Kotylion znajduje się pod opieką Fundacji Viva! Jesteśmy formalną grupą, działająca na rzecz pomocy kotom, tworzącą domy tymczasowe, pomagającą kotom wolno żyjącym i przebywającym w Łódzkim Schronisku dla Zwierząt oraz sterylizującą koty wolno żyjące.

Jeśli chcesz wesprzeć nasze działania możesz dokonać wpłaty darowizny na nasze subktonto w Fundacji Viva!, z którego wszystkie zebrane środki są przeznaczane na pomoc naszym podopiecznym. Grupa KOTYlion, jako projekt Fundacji Viva! posiada status organizacji pożytku publicznego, zatem każda wpłata na nasze konto może być odliczona od podatku.

UWAGA, NOWY NUMER KONTA!!!
20 1600 1462 1030 9079 0000 0007
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 39
03-772 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Dla przelewów zagranicznych:
SWIFT PPABPLPKXXX
IBAN: PL20 1600 1462 1030 9079 0000 0007