Kocie opowieści. Misia i Piracik. Lekcja z cierpliwości i wyrozumiałości.
Tym, którzy nie znają lub nie pamiętają historii Misi, pokrótce ją przypomnimy…
Jej Pani umarła, a kotka trafiła na ulicę i zamieszkała w piwnicy…
Znaleźliśmy ją i jej dzieci w krzakach pod blokiem, przy piwnicznym okienku. Była bardzo zrezygnowana i wydać było, że czeka aż coś zrobimy. Nie uciekała, tylko patrzyła na nas…
Cała kocia rodzina miała zaawansowany koci katar, jeszcze chwila, a kocięta potraciłby oczy…
Kotka była bardzo zabiedzona i potrzebowała opieki. Zrezygnowana patrzyła tylko na nas. Widać było że ma już dość… że nie poradzi sobie w opiece nad chorymi dziećmi… Ale ratunek przyszedł w porę i Misia od tego momentu była już bezpieczna.
Leczenie kociej rodziny trochę trwało, ale maluszki szybko znalazły nowe domy. Najdłużej czekał Piracik – synek mamusi. Najbardziej podobny, zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, do swojej mamy – Misi, której nie odstępował na krok.
Oboje byli jednak bardzo nieufni i bojaźliwi. A my baliśmy się, że nigdy nie przełamią swojego strachu i nie znajdą odpowiedniego domu… Bo kto pokocha takie „dzikuski”, których nie można pogłaskać i wziąć na ręce…?
Mijały tygodnie, Piracik rósł i jego szanse na adopcję malały…
Wreszcie nastał Ten dzień, choć nie było łatwo, a rozłąka z ukochaną mamą nie sprzyjała aklimatyzacji. Ale Domek był bardzo wyrozumiały i cierpliwy. Pirat przemieszczał się tylko w nocy, a w ciągu dnia siedział w swoich kryjówkach. Ale opłaciło się – równo po 2 tygodniach nastąpił przełom i Piracik zdecydował się wyjść z za kanapy i już tak zostało:)
Wyrósł z niego piękny kocur. Teraz, gdy minęło już 1,5 roku od adopcji, Pani Dominika twierdzi, że po prostu byli sobie pisani:)
Natomiast Misia czekała bardzo długo, a w tym czasie my pracowaliśmy nad jej bojaźliwością. Misia mimo swojego młodego wieku wiele przeszła, co bardzo odbiło się na jej psychice. W kontaktach z człowiekiem zachowywała dystans i nie pozwalała na bliższy kontakt. Absolutnie nie było mowy o braniu na ręce, o głaskaniu też raczej nie, a jak już, to tylko delikatnie jedną ręką i żadnych gwałtownych ruchów. Mimo to, Misia uczestniczyła w codziennym życiu i domowych czynnościach. Ale wszystko na dystans i bardzo ostrożnie. Nie było jednak w niej żadnej agresji, był tylko strach. Wiedzieliśmy, że tylko czas może tutaj cokolwiek zdziałać…
I po ponad pół roku, w sprawie adopcji skontaktowała się z nami Sylwia, która przeczytała historię Misi i zapragnęła jej pomóc. Właśnie takiego domu Misia potrzebowała – świadomego, cierpliwego i wyrozumiałego, który zrozumie, że Misia potrzebuje czasu aby zaufać…
Zaraz minie rok, jak Misia jest u Sylwii. Oczywiście nie było łatwo, ale czas zrobił swoje:)
I tak Misia i Piracik znaleźli swoje miejsca na ziemi.
Cierpliwość i wyrozumiałość to chyba niewielka cena za ich miłość i szczęście:)
Dlatego nie bójmy się dać szansę takim kotom, które tylko z pozoru wydają się być niedostępne i nieufne. Nie bójmy się zaadoptować kolejnej Misi i kolejnego Piracika!