Kotka Kasia czyli bardzo krótka historia z Happy Endem
Mieszkańcy Łodzi doskonale znają betonowe podwórka – studnie starych kamienic. Samo serce naszego miasta tuż przy reprezentacyjnej ulicy Piotrkowskiej. Na takim podwórku znikąd pojawił się kot. Czysty, ufny.
Po dwóch tygodniach już nie był ani czysty ani ufny – domowe koty kiepsko sobie radzą w warunkach „polowych” zdane na łaskę i niełaskę świata – ale zdążył skraść serce p. Moniki. Pani Monika całkiem niedawno po 15 latach wspólnego życia straciła psa. Nie myślała o nowym psiaku, ale kot… Jako osoba absolutnie „zielona w kotach” zaczęła kota dokarmiać i przekonywać do siebie, a jednocześnie szukać pomocy. Dotarła do naszej koleżanki Doroty, która współpracuje z Kotylionem jako Dom Tymczasowy. Pani Monika przyrzekła kotu, a właściwie po pierwszej ocenie kotce, dom i dała nowe imię: Kasia. Z naszej strony zadeklarowaliśmy wstępny przegląd u weta – odpchlenie, odrobaczenie, szczepienie i sterylizację.
Po godzinie namawiania kici by weszła do klatki – łapki Dorota wepchnęła ją tam własnymi rękami, które przetrwały to bez uszczerbku.
W lecznicy okazało się, że to faktycznie kotka i to wysterylizowana – pani doktor po ogoleniu brzuszka znalazła bliznę po zabiegu. Nie znalazła za to chipa. Kotka ogólnie zdrowa, trochę zabiedzona, ale bez dramatu. Młoda, góra 2-letnia. Wystraszona, ale nie agresywna. Została odrobaczona, odpchlona i zaczepiona i jeszcze tego samego dnia trafiła do mieszkania p. Moniki.
Pierwsze doba, wiadomo kicia była mocno wystraszona i zdezorientowana, nawet nie skorzystała z kuwety. Szybko jednak nastąpił przełom i druga noc spędziła już w łóżku.
Kotka miała bardzo wiele szczęścia że nikt jej nie skrzywdził na tym podwórku i że trafiła na dobrą duszę, która wiedząc o kotach w domu bardzo niewiele w ciemno zdecydowała się dać jej dom. Pani Moniko: dziękujemy!!! Bądź szczęśliwa koteczko.
A ten kto cię porzucił… kiedyś nie będzie spał spokojnie…