Lukrecja… 1000 i jeden powód, by oddać kota z adopcji

Aktualizacja: 14.06.2014
Nie zdążyliśmy napisać aktualizacji, że Lukrecja po podleczeniu grzyba, pojechała do swojego domu. Czekaliśmy na zdjęcia… i się nie doczekaliśmy. Dziś, równo po tygodniu pobytu u nowych „właścicieli”, kotka wróciła z adopcji.
Naprawdę staramy się wybierać dobre domy dla naszych podopiecznych, pierwsza lepsza osoba, która „chce kota, bo tak” raczej zwierzaka od nas nie dostanie. Ten dom zapowiadał się rewelacyjnie. Przede wszystkim był znany naszym zaprzyjaźnionym paniom weterynarz z lecznicy. Wiele lat mieli kota i dbali o niego. Niestety kot z powodu ciężkiej choroby odszedł w kwietniu tego roku. Lukrecja miała zająć jego miejsce.  Pani nawet się cieszyła, że kotka je jest jakoś bardzo namolna, kot po prostu miał mieszkać razem z ludźmi. Co więcej państwo czekali blisko miesiąc, aż kotka podleczy grzybicę – obawiali się zarażenia, co w rodzinie gdzie jest dziecko wcale nas nie dziwiło.
I wreszcie nadeszła zeszła sobota – Lukrecja pojechała, co bardzo, bardzo nas ucieszyło, bo znalezienie domu dla niemłodego kota w sezonie, gdy maluszków „do wyboru, do koloru” graniczyło niemal z cudem. Pierwsze wieści były bardzo dobre, kotka jadła, korzystała z kuwety, no super. I super było, aż do dzisiejszego telefonu, że kot musi wrócić do fundacji, bo jest bardzo wycofana, praktycznie nie można jej w domu znaleźć i ciężko ją złapać. Dla w miarę doświadczonego kociarza, to raczej standard, dorosły kot potrzebuje czasami wiele czasu na aklimatyzację w nowym miejscu. Wydawało się nam, że Państwo są tego świadomi.
Gdy po kilku godzinach kotka trafiła pod opiekę wolontariuszki przyczyna oddania „nieco” się zmieniła. Już nie było mowy o wycofaniu i „znikaniu” kota. Okazało się, że Lukrecja prowadziła nocny tryb życia i Państwo nie mogli się przy niej wyspać. „bo ich poprzedni kot był przyzwyczajony, że w nocy spał”. Lukrecja pewnie też by się przyzwyczaiła gdyby dostała taka szansę i trochę czasu. Niestety, to przerosło dorosłych, wydawałoby się odpowiedzialnych ludzi.  Pani nie wierzyła nawet w historię „wyprowadzania na prostą” jednej z kotek, która tygodniami była karmiona pod łóżkiem, że bała się spod niego wyjść, a teraz przychodzi na głaski. Przecież, żaden wolontariusz, który ma do czynienia z kotami na co dzień nie będzie jej udzielał rad.
Nie mieści nam się w głowie jak można w ten sposób potraktować żywe, czujące stworzenie.
Jaki to przykład dla 8-letniego dziecka, które przecież uczy się od rodziców postrzegania świata i empatii?
Jaka to miłość do zwierząt?
Pominę, że dzięki takiemu zachowaniu Lukrecja być może straciła szanse na normalny dom, bo przez blisko miesiąc nikomu nie proponowaliśmy jej do adopcji „bo przecież dom na nią czeka”.

Czy znajdzie się ktoś, kto pokocha tego kota takim jaki jest? Jeśli tak prosimy o kontakt z wolontariuszką:
ewa5431@wp.pl
tel. 782 091 965

Aktualizacja: 21.05.2014 r.

Lukrecja nadal przebywa w lecznicy.
Martwi nas bardzo ta koteczka. Jest przeraźliwie smutna.  Ożywia się troszkę, gdy ktoś się nią zainteresuje, ale odnosimy wrażenie, że to ożywienie jest coraz słabsze. Ona nie zachowuje się jak zdrowy kot. W związku z naszym niepokojem kicia miała wykonane testy na choroby wirusowe – wyszły ujemne, oraz podstawowe badania krwi – morfologię i biochemię i tutaj też nie ma się czym martwić.  Okazało się, że koteczka była bardzo mocno zarobaczona, stąd pewnie kiepska sierść i wychodząca trzecia powieka, jednak odrobaczanie chyba już pokonało „intruzów”. Nie ma nic co ewidentnie wskazywałoby, że kot jest chory.
Coraz bardziej nam się wydaje, że w tym kocie choruje dusza.  Niewielka klatka w lecznicy nie jest dobrym miejscem dla kota, który kiedyś miał dom.  Co z tego, że sucho, że miseczka pełna, że czasami ktoś pogłaszcze. No właśnie, czasami, w przelocie między jednym a drugim podopiecznym.  Być może Lukrecja jest kotem, który potrzebuje dużo uwagi ze strony człowieka? A może wystarczyłby tylko normalny dom? Nie jesteśmy w stanie tego powiedzieć.
Żeby było mało, że kot w depresji, uaktywniła się grzybica skórna.  Na pewno stres też się do tego przyczynił. Grzybica, to w sumie nie jest wielki problem, bo to się leczy, ale odwleka w czasie możliwość wyadoptowania kici, no bo kto się zdecyduje na „parchatego” kota?
Mimo, że w Internecie już są ogłoszenie Lukrecji jako kota zdrowego, jesteśmy świadomi, że znalezienie dla niej domu nie będzie prosta sprawą.
A może ten tekst właśnie czyta ktoś kto podejmie się wyzwania i z brzydkiego kaczątka wychucha pięknego łabędzia , a raczej księżniczkę? To możemy zagwarantować – miłość i dobre warunki zrobią cudo z tej biedaczyny.
A może ktoś, kto nie może dać domu panience, zechciałby wspomóc grosikiem opiekę nad nią? Jeśli tak, to prosimy o wpłaty na nasze konto, będziemy wdzięczni za każdą pomoc.

28.04.2014 r.

Skąd chore zwierzęta wiedza gdzie pójść po pomoc?
Pewnie nigdy tego się nie dowiemy, bo pod pewnymi względami zwierzęta są mądrzejsze od nas.
W każdym razie przed miejscem pracy pewnej pani absolutnie znikąd pojawił się kot, a właściwie cień kota. Brudny, chudy, zasmarkany, ze zmierzwioną sierścią. Pierwszy odruch, to kota nakarmić, a kota nie interesowało nawet jedzenie.
Pani, której serce jest większe od zdrowego rozsądku, najpierw kota zgarnęła do służbowego pokoju, a potem zaczęła myśleć co począć dalej.
Ponieważ już w ubiegłym roku pomagaliśmy tej pani złapać półdziką koteczkę, dla której znalazła dom, Kotylion był pierwszym miejscem do którego zwróciła się z prośbą o pomoc. I tym razem nie zawiedliśmy.
Koteczka trafiła do zaprzyjaźnionej lecznicy, dostała tam wdzięczne imię Lukrecja i szansę na życie.
Pierwsze rokowania były bardzo, bardzo ostrożne. Kicia wyglądała fatalnie, zaropiałe oczy, zasmarkany nos, sierść wychodząca garściami z koszmarnym łupieżem. Pierwszy przełom nastąpił szybko, gdy nos się trochę oczyścił, jedzenie zapachniało i apetyt zaczął budzić się z letargu, to najważniejsze, bo kot jeść musi !

Minęły trzy dni pobytu Lukrecji w lecznice i koteczka jest już nie do poznania. Ile dostanie zjada, nos już praktycznie czysty, uwielbia czesanie – tylko z boczku na boczek się przewraca. Jak dojdzie do siebie będzie piękną panną, sierść nie wypięknieje pewnie w tydzień, ale czas i dobra opieka zrobią swoje. Gdy zdrowotnie będzie już lepiej Lukrecja zostanie poddana sterylizacji i będzie szukała nowego domu.

Jeśli zechcecie Państwo wspomóc naszych podopiecznych, wśród których jest Lukrecja, będziemy bardzo wdzięczni. Każda, nawet najmniejsza wpłata jest ważna.



KOTYlion – z miłości do kotów

Strona powstała z miłości do kotów i z potrzeby niesienia im pomocy.

Jesteśmy grupą ludzi, których połączył jeden cel - pomoc kotom porzuconym, niechcianym, niczyim.

Jesteśmy z Łodzi i pomagamy przede wszystkim łódzkim kotom.

Grupa Kotylion znajduje się pod opieką Fundacji Viva! Jesteśmy formalną grupą, działająca na rzecz pomocy kotom, tworzącą domy tymczasowe, pomagającą kotom wolno żyjącym i przebywającym w Łódzkim Schronisku dla Zwierząt oraz sterylizującą koty wolno żyjące.

Jeśli chcesz wesprzeć nasze działania możesz dokonać wpłaty darowizny na nasze subktonto w Fundacji Viva!, z którego wszystkie zebrane środki są przeznaczane na pomoc naszym podopiecznym. Grupa KOTYlion, jako projekt Fundacji Viva! posiada status organizacji pożytku publicznego, zatem każda wpłata na nasze konto może być odliczona od podatku.

UWAGA, NOWY NUMER KONTA!!!
20 1600 1462 1030 9079 0000 0007
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 39
03-772 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Dla przelewów zagranicznych:
SWIFT PPABPLPKXXX
IBAN: PL20 1600 1462 1030 9079 0000 0007