Charytatywna – Kocięta w tragicznym stanie – ratujemy ich oczy!

Aktualizacja 23.05.2013

To zaledwie kilka dni intensywnego leczenia, przemywania oczek i odkarmiania, a malce wyglądają już zupełnie inaczej. To dzięki Wam możliwe są takie cuda! Dziękujemy! :)

Kociaczki jeszcze dostają leki i wysokokaloryczną karmę. Jak pani doktor wet uzna, że można odrobaczać i szczepić – odrobaczymy i zaszczepimy.

Alarmująca informacja od pracownika administracji do wolontariuszki: pod samochodem na osiedlu od 4 godzin siedzi maleńki kociak bez oczu.
Musimy pomóc, bo od tego jesteśmy…
Pod samochodem siedziały nie jeden, a cztery kociaki – maleńkie i koszmarnie brudne.  Dwa z nich wyglądały jakby nie miały oczu – tak były zaklejone ropą, dwa są w nieco lepszym stanie.  Wszystkie, jak się okazało ok. 5-tygodniowe kocurki, trafiły do weterynarza, oczka dało się oczyścić i pod warstwą ropy ukazały się na szczęście nie uszkodzone gałki oczne. Kwestią góra kilku dni byłoby, że straciłyby oczy i najprawdopodobniej umarły z powodu kociego kataru. Poza tym w uszach miały taką kopalnię świerzbu, że nie wiadomo gdzie się to mieściło
Dostały jednak od losu szansę – trafiły pod troskliwą opiekę wolontariuszki i po wyleczeniu mają szansę na kanapowe życie, a nie na tułaczkę po śmietnikach.

W tej chwili kociaki dostają antybiotyk, preparat na podniesienie odporności, maść przeciwświerzbową i dwa rodzaje kropelek do oczu. Zostały też odrobaczone i odpchlone.

Roboczo dostały imiona: Felek, Heniek, Józek i Stasiek

Niestety koszty doprowadzenia tej gromadki nie będą małe, po wyleczeniu trzeba będzie je zaszczepić  przed wydaniem do nowych domów, no i potrzebują teraz bardzo dobrej karmy.

Bardzo prosimy Państwa o pomoc, kolejny raz…

Dzięki Wam udało się nam uratować już wiele kocich istnień…

Wpłat można dokonywać bezpośrednio na nasze konto w Vivie!:

95 2030 0045 1110 0000 0255 4830
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 42a
03-772 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Bank BGŻ

z dopiskiem: Felek, Heniek, Józek i Stasiek

lub kupując wirtualne kotylionki na aukcji: http://allegro.pl/show_item.php?item=3267468540

Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę!

A tak wyglądała relacja Ani – naszej wolontariuszki:

Jak znaleźć kociaki nie wychodząc z domu…

Alarmujący dzwonek domofonu …
Wpada nasz osiedlowy „techniczny”: Ania, bo Ty od kotów… bo mały kociak… bo nie ma oczu… ja Cię zawiozę tylko pomóż coś…
Ustalam gdzie, o co chodzi: mały kociak do 4 godzin siedzi pod samochodem, tak znam to miejsce na moim osiedlu – ledwie kilka dni temu rozmawiałam z karmicielką, ze trzeba tam zacząć łapać i sterylizować.
Transporter w łapę i jedziemy.

No jest – koszmarnie brudna, chyba buro- biała kupka nieszczęścia mieszcząca się na dłoni, z całkowicie zaklejonym ropą oczkami. Zapakowałam, ruszamy, ale kątem oka po drugiej stronie uliczki widzę coś jeszcze. Tak, nie mylę się drugi maluch, pingwinek, oczka w nieco lepszym stanie.
Rozmawiam z pracownikami – maluchy były 4…
Biegiem z maluchami do lecznicy, po drodze proszę kocie anioły by malce samodzielnie jadły. Anioły wysłuchały gnojki jedzą jak smoki.

Kociaki zostały ogarnięte – dwóch chłopaczków 5-cio, góra 6-ciotygodniowych. Robocze imiona: Heniek – buro – brudny i Felek pingwinek. W uszach kopalnia świerzbu, oczka zostały wyczyszczone i rozklejone – gałki oczne na szczęście są i wygląda, że nie uszkodzone. Dzieciaczki dostały dwa rodzaje kropili do oczu, antybiotyk, maść do uszu i preparat na podniesienie odporności no i pojechały do hoteliku.

Heniek przed czyszczeniem oczek i już po:

Felek, mój ulubieniec, w nieco lepszym stanie:

I obydwaj, już po zabiegach wszelkich, miska to jest to:

07b406aa79df4de6gen

Tyle patyczków się zużyło w dwóch uszkach w tylko jednym kotku:

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I już w hotelikowej klatce, tak się zajada:

Nie byłabym sobą gdybym tam nie wróciła. 
Nie ważne, że leje, a ja w krótkich spodenkach i bez parasola 
Obeszłam auto ze dwa razy w kółko i usłyszałam: miau miauuu
Stwierdziłam, że kładzenie się na asfalcie w deszczu to nie najlepsze pomysł, poczekałam, już w domu, aż przestanie padać i pomaszerowałam po raz kolejny z transporterkiem w ręku. Chodzę, kiciam, pomiaukuję (choć miałam obawy, że na te moje miauki kociak szybciej zwieje niż wyjdzie  ). I w pewnym momencie za koła wychylają się DWA łepki z czego jeden totalnie zaropiały, a drugi wyglądający dla odmiany całkiem zdrowo. No to cap za tego chorego, bo to ważniejsze i już jest mój. Myślę – jeszcze jeden to już pikuś – dawno się tak nie pomyliłam… 

Kiciam, kiciam pomiaukuję… pokładam się na uliczce by zajrzeć pod auto, małe pojawia się i znika, włazi gdzieś od spodu pod maskę i tyle go widać. W koło żywego ducha – u mnie już cały blok by w oknie wisiał, przy takich atrakcjach, a tu nawet nie ma kogo się zapytać czyje to auto, bo jakby maskę otworzyć to by się z góry może dało gnoja złapać.
Wracam do domu po samochód, łapkę, jedzenie – bo może się skusi… W sumie półtorej godziny się modlę na kolanach przy tym aucie bez efektu. Wezwałam ze wsparciem karmicielkę ale nic to nie daje, pani mieszka trochę dalej i nie zna ludzi z tego bloku.
Jadę ze złapanym czarnym maluchem do lecznicy. Oporządzony ląduje w hoteliku. Zostaje Józkiem.

Ale wracam… no przecież nie zostawię jednego maleńkiego kociaka na noc… spać bym nie mogła  . Z daleka widzę, że chodzi koło samochodu, ale zanim zaparkowałam już się schował… Wściekła, smutna i rozgoryczona wracam do domu. No żeby taki gnój mi grał na nosie  . No nic pójdę rano, może dzieciak skruszeje… O 21 dzwoni mój telefon – pani karmicielka namierzyła właściciela samochodu. No to lecę !!!!

Pana nie ma w domu, nic poczekam, ale maluch kręci się obok auta. Zaczęłam machać mu przed noskiem długa trawką – zainteresował się, potem zaciekawiła go wyjęta z transportera kratka, odwrócił się tyłem i…. mój ci on  . Na oko wygląda na zdrowego. Przenocował w łapce (cieplutko wymoszczonej) u mnie w piwnicy i rano pojechaliśmy do lecznicy. Malec faktycznie w dobrej kondycji – odrobaczony, odpchlony, profilaktycznie z antybiotykiem dołączył do rodzeństwa w hoteliku. Ochrzczony Staśkiem



KOTYlion – z miłości do kotów

Strona powstała z miłości do kotów i z potrzeby niesienia im pomocy.

Jesteśmy grupą ludzi, których połączył jeden cel - pomoc kotom porzuconym, niechcianym, niczyim.

Jesteśmy z Łodzi i pomagamy przede wszystkim łódzkim kotom.

Grupa Kotylion znajduje się pod opieką Fundacji Viva! Jesteśmy formalną grupą, działająca na rzecz pomocy kotom, tworzącą domy tymczasowe, pomagającą kotom wolno żyjącym i przebywającym w Łódzkim Schronisku dla Zwierząt oraz sterylizującą koty wolno żyjące.

Jeśli chcesz wesprzeć nasze działania możesz dokonać wpłaty darowizny na nasze subktonto w Fundacji Viva!, z którego wszystkie zebrane środki są przeznaczane na pomoc naszym podopiecznym. Grupa KOTYlion, jako projekt Fundacji Viva! posiada status organizacji pożytku publicznego, zatem każda wpłata na nasze konto może być odliczona od podatku.

UWAGA, NOWY NUMER KONTA!!!
20 1600 1462 1030 9079 0000 0007
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 39
03-772 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Dla przelewów zagranicznych:
SWIFT PPABPLPKXXX
IBAN: PL20 1600 1462 1030 9079 0000 0007