Kaktus spod marketu w DT u Ingi

Jadę sobie do domu z pracy. Miałam wejść do najbliższego marketu po zakupy, ale korek samochodowy mnie zniechęcił. Skręciłam w drugą stronę, nic to – podjadę do innego. Zaparkowałam, tuptam do marketu. Przed samym wejściem – coś miauczy jakby. Nasłuchuję i nagle: Niagara! już sezon na ozdoby choinkowe, śpiewające Mikołaje i piszczące renifery, a przecież tu zaraz obok wejścia do hipcia jest kwiaciarnia, która ma w swojej ofercie także tego typu pierdoły, a wystawka tego jest na zewnątrz. Zresztą dźwięk umilkł. Uspokojona zrobiłam krok w kierunku drzwi. Co jest, do jasnej anielki, znów piszczy! Ja piszczę jak idę, czy jak?
Nieśmiało się rozglądam. Siedzi między gipsowym rottweilerem, a wiklinową miniaturą chłopskiego wozu. Małe, brudne i drące się wniebogłosy…
Zawracam, kucam wśród tych wszystkich wyrafinowanych ozdób, wyciągam rękę. Brudasek niby podchodzi, ale zaraz natychmiast się cofa. Z budki kwiaciarni wychodzi Pani:
- „Ciężko go złapać, chciałam go zabrać, żeby się ogrzał, a potem wypuścić, ale się nie daje. Dałam mu kocią puszkę.”
Dobre i to – myślę.
- „ma Pani jakieś pudełko? żebym mogła go złapać?”
- „poszukam, ale raczej nie mam”
- „dobra, to inaczej. Ja idę na halę sklepu, zapytam o jakieś pudło, tylko niech go Pani pilnuje, żeby pod auto nie wpadł”
- „nie wpadnie. On się tak boi, że od rana tu siedzi”


Lecę do sklepu, łapię jakąś dziewczynę, każe mi znaleźć kogoś, kto rozkłada towar, mają czerwone koszulki. Grzeję przez halę jak przecinak. Jest czerwona koszulka. Tłumaczę, o co chodzi. Nie ma pudełek. O tej porze już wszystko wywiezione, no chyba, że… panienka mnie zostawia bez słowa i odchodzi. Gnam za nią w moich pracowych szpilkach. Ma serce dziewczyna, prowadzi mnie na zaplecze i każe sobie wybrać z pudełkowych „resztek”. „Resztki” zajmują dwa wózki po sufit. Mam super szpilki! wlazłam w nich na szczyt wózka i się nie połamały, a ja nie spadłam na twarz! Mam pudełko. Może jakiś whiskas. Biorę saszetkę i lecę do kasy. Pani kasjerka patrzy dziwnie, zagląda do pudełka dwa razy, ochroniarz już przy mojej bramce, więc tłumaczę co i jak. Wypuszczają mnie, lecę z powrotem. Nie ma go. Pani Kwiaciarki tez nie. Mówiłam Wam już, że jestem lekko ślepawa? Otwierają się drzwi od kiosku, wylatuje Pani Kwiaciarka, znienacka się schyla i … ma go! złapała gnojka, który siedział na jakiejś ozdóbce. Złapała za brzuszek, ja już blada widzę oczyma wyobraźni rany gryzione i drapane, ale podstawiam pudełko. Jest! Pani Kwiaciarka przynosi taśmę klejącą i nożyczki do podziurkowania pudełka.
- „rano były dwa” – mówi – „właśnie się dowiedziałam. Ale jednego wziął brygadzista z nocy, dla córki. A ten został”

Dziękuję Pani Kwiaciarce, łapię pudełko pod pachę, do auta i oczywiście do weterynarza. Na pierwszy rzut oka myślałam, że kociak jest mniejszy, ale to pewnie przez te szpilki ;) Oglądamy go w pełnym świetle: chłopczyk, brudny jak nieboskie stworzenie, piękne złote oczka, mega świerzb w uszach, jakieś 3 miesiące. Ania zawija brudaska w koc i czyści uszyska, mały się nie broni. Po chwili, mimo że zawinięty na mumijkę – zasypia… Musiał się strasznie bać i bardzo zmarznąć.

Żeby ustawić klatkę dla niego – przez najbliższy czas będę musiała wchodzić do łóżka od strony nóg. Mam niecałe 40 metrów, trzy koty, psa i TŻ-ta. Ten ostatni jeszcze nie wrócił z pracy, ale o nowym domowniku wie… nie miałam serca robić mu takich niespodzianek, za to kupiłam mu piwo i rozmroziłam karkówkę. Może nas nie wyrzuci…

Smarkatek pojadł i dał się wymiziać mrucząc! zrobiłam mu trzy fotki, bez lampy więc niewyraźne – dość się już dziś zestresował, teraz zakopany w kocyku śpi snem sprawiedliwego. Wątpię, żeby obudził się wcześniej niż jutro… Jutro. Jutro. Co ja zrobię z nim jutro, kiedy będę musiała rano iść do pracy i zostawić go z psem!
Więcej nie będę kupować w tym markecie, no way!

Malutek, jak tylko odpocznie – będzie szukał własnego domu



KOTYlion – z miłości do kotów

Strona powstała z miłości do kotów i z potrzeby niesienia im pomocy.

Jesteśmy grupą ludzi, których połączył jeden cel - pomoc kotom porzuconym, niechcianym, niczyim.

Jesteśmy z Łodzi i pomagamy przede wszystkim łódzkim kotom.

Grupa Kotylion znajduje się pod opieką Fundacji Viva! Jesteśmy formalną grupą, działająca na rzecz pomocy kotom, tworzącą domy tymczasowe, pomagającą kotom wolno żyjącym i przebywającym w Łódzkim Schronisku dla Zwierząt oraz sterylizującą koty wolno żyjące.

Jeśli chcesz wesprzeć nasze działania możesz dokonać wpłaty darowizny na nasze subktonto w Fundacji Viva!, z którego wszystkie zebrane środki są przeznaczane na pomoc naszym podopiecznym. Grupa KOTYlion, jako projekt Fundacji Viva! posiada status organizacji pożytku publicznego, zatem każda wpłata na nasze konto może być odliczona od podatku.

UWAGA, NOWY NUMER KONTA!!!
20 1600 1462 1030 9079 0000 0007
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 39
03-772 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Dla przelewów zagranicznych:
SWIFT PPABPLPKXXX
IBAN: PL20 1600 1462 1030 9079 0000 0007