Aktualizacja: 10.05. 2013 r.
Po 10 dniach leczenia stan Bazylka znacznie się poprawił. Weterynarz zdecydował, że można kastrować i robić porządek z resztką zębów więc 29 kwietnia kot trafił do lecznicy na w/w zabiegi. Wszystko poszło zgodnie z planem, nie było żadnych komplikacji. Kocurek jeszcze tydzień posiedział w hoteliku (głównie ze względu na paskudną pogodę za oknem) i 6 maja wrócił na swoje podwórko.
Mamy nadzieję, że będzie tam szczęśliwie żył jeszcze co najmniej kilka lat, bo okolica bezpieczna, a koty regularnie dokarmiane.
Wszystkim, którzy wsparli finansowo leczenie Bazyla bardzo, bardzo gorąco dziękujemy.
21.04.2013 r.
Dwa lata temu sterylizowaliśmy koty na ul. Spornej przy przychodni. Pomagała nam wtedy jedna z mieszkanek sąsiedniego bloku, p. Małgosia. Do tej pory jesteśmy w kontakcie, a to nam jakieś fanty na sprzedaż podrzuci „na koty”, a to poprosi o jakaś drobną radę. Napisała do naszej wolontariuszki kilka dni temu, że do dokarmianej gromadki dołączył nowy kot:
… „otóż do naszych podwórkowych kotów przybłąkał się nowy kot – nie wiem, czy to kocur, czy kotka. Daje się głaskać, mizia się i niestety jest chory. Na bank ma coś z oczkami – ma je dziwnie skośnie ustawione, wąskie, zamglone i z dużym wyciekiem ropnym. Jest wychudzony i charczy przy jedzeniu. Strasznie nam go szkoda. (…) Postanowiłam spytać Panią, czy da się coś zrobić dla tego biedaka. On się męczy, a poza tym boję się, że może pozarażać podwórkowe, zdrowe koty, bo one go przyjęły i nie przeganiają”…
Ponieważ właśnie zwolnił się hotelik – nasi koloniści po długiej zimie pojechali wreszcie na działkę – nasza wolontariuszka zaproponowała, że zabierzemy kota na leczenie, a potem wróci na podwórko do stadka.
Sąsiadka pani Małgosi, starsza pani, która bardzo się martwiła o chorego kota, bohatersko wepchnęła kocisko w transporter i przetrzymała go przez kilka godzin w łazience. Kot nie jest dziki, tylko bardzo, bardzo przerażony. Przy próbie pogłaskania syczy, ale nie atakuje, może jak opadnie pierwszy stres zrobi się bardziej towarzyski.
Po przeglądzie u weterynarza już wiemy, że to niewykastrowany kocurek, już nie młody, z resztkami zębów, brzydkimi dziąsłami no i oczywiście z kocim katarem. Dostał na wynos antybiotyk, preparat podnoszący odporność i leki przeciwbólowe. Po leczeniu czeka go jeszcze kastracja, bo okazał się kotkiem „pełno jajecznym”. Nie był zachwycony badaniami, ale żadnej z nas nie zrobił krzywdy, nawet się zbytnio nie wyrywał. Mamy nadzieje, że przełamie swój strach co znacznie ułatwi nam jego leczenie.
Roboczo dostał na imię Bazyli, bo jak kot nie ma nic, to niech chociaż ma imię;)
Jeśli Ktoś zechciałby wesprzeć finansowo leczenie Bazylego, będziemy bardzo wdzięczni.
Wpłat można dokonywać bezpośrednio na nasze konto w Vivie!:
95 2030 0045 1110 0000 0255 4830
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 42a
03-772 Warszawa