Kwiecień, 2014

Frędzelek – czarne serduszko pękło na kawałki czyli o tym, jak nieadopcyjne ogłoszenie pomogło kotu znaleźć Dom

Aktualizacja: 11.05.2014

Tadam! Stało się. Frędzelek zmienił miejsce zamieszkania. Powodzenia w nowym domku, czarnulku :)

Aktualizacja: 02.05.2014

Cicho, cichutko, żeby nie zapeszyć… Frędzelkowi szykuje się mega fajny dom :) Nie spodziewaliśmy się, że tyle osób poruszy historia Frędzelka i że tak szybko zmieni lokum ;)

 

Frędzelek to czarny maluszek z tego wpisu: http://kotylion.pl/kolejne-3-maluszki-pilnie-szukaja-domow/

W zeszłym tygodniu odebraliśmy telefon. Jednocześnie napisano na nasz adres e-mail. Że sytuacja życiowa, że alergia, że zagrożenie wyrzuceniem z mieszkania – wszystko na raz. Nie dojdziemy chyba prawdy, choć najbardziej prawdopodobna wydaje się bliska utrata lokalu. Bo co? bo śmierdzi. Śmierdzi kotem. Niewykastrowanym kocurem. Bo adoptujący, mimo zobowiązania w umowie adopcyjnej, nie poddali Frędzla kastracji. Za to chętnie skorzystali z paragrafu o możliwości „zwrotu” zwierzęcia. I Frędzelek wrócił. Po 8 miesiącach od dnia adopcji…
Jest przerażony, nie chce jeść, siedzi właściwie cały czas pod kocem, prawie się nie rusza, po prostu pękło mu serce. A nam stają łzy w oczach i jedyne, co pozostaje, to mieć nadzieję, że powoli, powolutku, małymi kroczkami, ale w końcu ta przerażona kupka nieszczęścia jeszcze zaufa człowiekowi, że jeszcze uda nam się go przekonać, że nie wszyscy ludzie traktują swoich czworonożnych przyjaciół jak zabawki.

Frędzelek jest fizycznie zdrowy, jest już po zabiegu kastracji, teraz potrzebny mu tylko dom z prawdziwego zdarzenia, spokojny, cierpliwy, kochający… Na razie jednak nie da się zrobić mu ani jednego zdjęcia do ogłoszeń. Bo co tu pokazywać? Skulone uszy i rozwarte przerażeniem oczka?..?

 

Filutek vel Bumerang

Filutek ma w tej chwili 10 miesięcy życia, jest ślicznym, kochanym rozrabiaką ale, niestety los nie był dla niego zbyt łaskawy, dwa razy wrócił z adopcji.

Powrót z drugiej adopcji odbił się bardzo na psychice Filutka, bardzo źle reagował na dźwięk dzwonka czy pukanie do drzwi, nie mówiąc już o wizytach osób których nie znał. Filutek się po prostu dematerializował. Dość długo trwał jego powrót do normalności i gdy już się wydawało że wszystko jest OK znowu zaczęły się schody. Filutek zaczął robić siusiu po za kuwetą, baaa sikał tylko na moją kołdrę i praktycznie raz na dobę. Ponieważ u kotów nic nie dzieje się bez przyczyny pojechaliśmy do lekarza, po badaniu moczu i badaniu USG okazało się że, Filutek ma kamicę moczową.

W tej chwili koteczek jest na specjalnej weterynaryjnej karmie i lekach, zaczął z powrotem chodzić do kuwety i mam nadzieję że, teraz będzie już tylko dobrze.

Bardzo dziękujemy za wszelkie Państwa darowizny, bo bez nich nic byśmy nie zdziałali. Dzięki Państwa hojności Filutek mógł być szybko zdiagnozowany i leczony. Bez pomocy finansowej z zewnątrz nie moglibyśmy pomóc żadnemu kotu.

W kolorze nieba… czyli Niebieski szczęściarz

Często obalamy mit, że ładnemu w życiu łatwiej… bo w naszej „profesji” często to prawda. Kolejnym dowodem jest historia Niebieskiego, który  często przeganiany, często głodny, często bez schronienia w deszczu, koczował w małej miejscowości pod Łodzią. I tak wędrował od płotu do płotu, aż może ktoś  zlituje się nad wygłodniałym kotem. Wiele dni nikt nie widział kociego nieszczęścia, wiele dni głód i strach był w kociej głowie, aż pewnego dnia pod pewnym płotem miseczka pełna pyszności kocich. Niebieski postanowił zostać przy tym płocie z miseczką, którą napełniał pan miły, co nie przeganiał, tylko czule do Niebieskiego zagadywał i tak Niebieski po wielu dniach zaufał i przekroczył granicę strachu – płotu, który groźnie oddzielał od dawnego życia.  Ponieważ Pan ten ma dużo swoich kotów a każdy z nich z przeszłością taką jak Niebieskiego i ma jeszcze psa, co go też nikt nie chciał, nie mógł pan miły zabrać Niebieskiego. I pan ten okazało się, że zna historię tego kota, bo była pewna pani co kotów miała wiele, pani umarła, a koty miały być zabrane przez rodzinę… miały być…

I tak Niebieski trafił do nas, wychudzony, zaniedbany, przestraszony.
Kocurek ma około 6 lat, był już wykastrowany. Niebieski został  zaczipowany, zaszczepiony, odrobaczony, został  zrobiony porządek ze stanem zapalnym w pyszczku.  W międzyczasie w Niebieskim zakochała się pewna pani, którą zna nasz wolontariusz, więc wiemy, że Niebieski  nie mógł trafić lepiej. Jeszcze jeden dzień i Niebieski będzie się grzał we własnym domu :)

Ariel przedświąteczne znalezisko… Już w domu :)

Przed Świętami zaalarmowała nas Małgosia, która adoptowała od nas Żabulkę, że przed jej klatką leży biało-czarny kot. Pierwsza myśl, że  to kot wolno żyjący, ale przy bliższym kontakcie to biało-czarne „coś” zaczęło mruczeć i tulić się do rąk, to ‘coś” a bardziej „ktoś” jest wychudzony i zakatarzony. Małgosia nakarmiła „ktosia” a następnie w porozumieniu z naszą wolontariuszką przetransportowała małego do zaprzyjaźnionej z nami lecznicy. Kocio okazał się być przemiłym młodzieńcem około siedmiomiesięcznym, który oprócz ogólnego osłabienia i kociego kataru zdawał się być w nienajgorszej kondycji.  „Ktosiek” by nie być „Ktośkiem”  na dobry początek zyskał imię, tak by wreszcie mieć coś swojego i tak Arielek pozostał pod opieką Pań doktor, które wyleczyły malucha, Ariel przeszedł też zabieg kastracji, został  zaczipowany, odrobaczony i zaszczepiony.
Obecnie maluch przebywa w domu tymczasowym, gdzie został dostrzeżony problem z niedowidzeniem, musimy to jeszcze sprawdzić  i potwierdzić, gdyż Ariel bezbłędnie funkcjonuje w mieszkaniu, ale zdarza mu się wpadać na przedmioty lub  nie dostrzega przeszkód, które nie powinny zdrowemu kotu przeszkadzać, a przede wszystkim dziwnym jest, że nie ma z nim kontaktu wzrokowego. Za to Ariel uwielbia inne zwierzaki,  uwielbia pieszczoty i głaski, mruczy wręcz na zawołanie, co niestety eliminuje go jako „modela”, bo by zrobić mu zdjęcie to naprawdę karkołomne zadanie, bo gdy Ariel widzi zainteresowanie jego ktosiową osóbką, od razu barankuje telefon, przewraca się na plecy  i zainteresowany jest tylko mizianiem.
To dzięki Państwa darowiznom, które do nas wpływają, jesteśmy w stanie uratować Arielka i  każdego innego kociego „ktosia”, za co serdecznie dziękujemy.

Jack & Jill – już w domu :)

Aktualizacja 02.05.2014

Zdaje się, że tutaj też będzie niemal ekspresowa adopcja. Maluchy czekają na przeprowadzkę :)

Jack & Jill – siostra i braciszek Rambo i Mambo, którzy w ekspresowym tempie znaleźli swoje miejsce na ziemi – trafili do tego samego domu tymczasowego.
Na razie wiemy, że Jill jest raczej „rozrywkową panienką” walczącą ze sztuczną myszką z całych sił, natomiast Jack… niech kinomani się sami domyślą, kogo przypomina ta mina ;)

Hulk Wściekulec. Tacy jak on też czasem potrzebują pomocy

Być może niektórym z naszych sympatyków wydaje się, że zajmujemy się wyłącznie kotami do adopcji. Czasem są to koty, owszem, wycofane i przestraszone, ale zawsze miłe i sympatyczne. Ale tak nie jest. Istnieją wokół nas koty wolno żyjące, dzikie lub półdzikie, ogólnie rzecz biorąc – mało przyjemne dla człowieka. I mało „obsługiwalne”. Taki jest Hulk Wściekulec – niby patrzy spokojnie na zbliżającego się człowieka, nie ucieka w panice, po prostu przyczaja się i znienacka atakuje – gryzie i drapie naprawdę nie na żarty. Ale Hulk potrzebował pomocy: ropa lejąca się z uszu, krwawy wypływ z noska, opuchnięte i poranione łapki. Bez interwencji lekarza weterynarii jego szansa na przeżycie była nikła. Hulk Wściekulec nie jest kotem całkiem dzikim, można go np. wziąć w ręce (nie NA ręce) i szybko przenieść z miejsca na miejsce, ale wymaga to odpowiedniego postępowania.
Oto Hulk:

Dziś znów wolontariuszka dyżurująca w fundacyjnym lokalu, gdzie chwilowo Hulk przebywa, zgłosiła pogorszenie jego zdrowia – cała klateczka i posłanka poplamione krwią z Hulkowego kichania :( Pojechał do lecznicy, gdzie Pani Doktor postara się profesjonalnie i jak najszybciej pomóc burasowi. Kiedy Hulk’owe łapki wrócą do swej normalnej objętości, zagoją się jego rany i z nosa przestanie lecieć krwawa wydzielina – Hulk prawdopodobnie wróci tam, skąd przybył. Mimo że nie jest kotem stricte dzikim – znalezienie miejsca, gdzie Hulk mógłby żyć niejako obok człowieka jest prawie niemożliwe :(

Robimy co w naszej mocy, aby pomóc Hulkowi, mimo jego charakteru i stosunku do ludzi. Ale pomoc kosztuje… i nie chodzi o pracę weterynarzy, którzy w swej wspaniałomyślności traktują potrzebujące, bezdomne czy dzikie koty bardzo ulgowo, ale przede wszystkim o lekarstwa, których te zwierzęta potrzebują. A niestety taki stan zapalny jak u Hulka wymaga drogich leków najnowszej generacji.

Więc jeśli zechcecie Państwo wspomóc naszych podopiecznych, wśród których takich Hulk’ów jest jest naprawdę wielu – będziemy wdzięczni. I naprawdę żadna kwota nie jest zbyt mała – dla nas liczy się każda złotówka.

Adoptusie. Rambo i Mambo – ekspresowa adopcja, maluchy w domach

Rambo i mambo 02 imię: Rambo i Mambo
wiek: kocięta

płeć: kocurki

Rambo i Mambo to dwaj 5 tygodniowi bracia, którzy właśnie zamieszkali w naszym domu tymczasowym.
Jak przystało na maluszki nic innego im w głowie jak tylko zabawy, jedzenie i spanie.
Rambo jest strasznym łobuzem, wszędzie go pełno zaczepia brata, zaczepia ludzi , podgryza nawet psa kiedy brat dawno już śpi on nadal kombinuje. czytaj całość

Romusia [*]

Aktualizacja: 25.04.2014 r.

Romusia poddała się… [*]
Nie było już możliwości by zapanować nad chorobą Romusi, wczoraj Romisia odeszła za tęczowy most, a dom tymczasowy tak na prawdę stał się jej jedynym, może tak właśnie Romusia chciała. Po wielu przejściach wreszcie byłaś szczęśliwa koteńko znów zaufałaś człowiekowi, tylko został straszny żal, że było ci to dane na tak krótko…

romusiabw.

 

Aktualizacja: 03.04.2014

Co słychać u Romusi?
Romusia wzorowo zajada lekarstwa, już przyzwyczaiła się, że raz dziennie ktoś jej coś wciska do paszczy i przyjęła to jako normalność, bo niegdyś na widok ręki z lekarstwem było „ratuj się kto może” a teraz grzecznie siedzi i czeka, aż to nieprzyjemne coś będzie musiała przełknąć. Rozrabia z rezydentem Filusiem urządzając goniotwy po całym mieszkaniu o 5 rano. W ciągu dnia biega z ogonkiem w pion pomrukując do nas cichutko by skrasć głaska, ot normalny kot, choć płochliwy jszcze, bo zanim ją dotkiemy najpierw trzeba do niej „zagadać”, wówczas odpowiada mruknięciem i nadstawieniem główki do głaskania przy tym robiąc ósemki wokół nóg. Za kilka dni powtórka badań, choć patrząc na Romusię, na jej radość z życia, jej zabawy i  chodzenie zawsze z ogonkiem „w antenkę” jesteśmy dobrej myśli :)

aktualizacja: 13.03.2014 r.

Mamy już wyniki Romusi, na szczęście stan zapalny został pokonany,  ale martwi nas podwyższony wynik  AspAT, co oznacza, że coś niedobrego dzieje się z wątrobą. Koteczka dostaje już leki wspomagające pracę tego narządu. Wyniki, które wskazywały możliwość wirusa FIP  są lepsze, ale nie są „książkowe” więc i tak nas niepokoją. Kolejne badania za miesiąc, więc znów musimy czekać. A Romusia romiziała się i rozmruczała na dobre w domu tymczasowym, kocha ludzi, inne koty i nawet pies jej niestraszny.
Nadal przed nami kosztowne badania i obawa o zdrowie Romusi, ale jesteśmy dobrej myśli, przecież już teraz jest troszkę  lepiej. Romusia  raczej  nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, bo jakby nigdy nic bawi się kocimi zabawkami, wygrzewa w plamach słońca i mruczy jak tylko zacznie się do niej mówić, ot beztroskie kocie życie, życie które jeszcze do niedawna Romusi nie rozpieszczało, dlatego nadrabiamy wszystkimi możliwymi siłami, by koteczka czuła się jak prawdziwa kocia dama :-)

czytaj całość

Adoptusie. Poziomka we wspaniałym domu

pozioma 004 imię: Poziomka
wiek: 2 lata

płeć: kotka

Pod opiekę Kotyliona trafiła nowa kotka, nazwaliśmy ją Poziomka.
Poziomka od dwóch tygodni siedziała zaszyta w krzakach koło ogródków działkowych, nie wiadomo czyja bo nikt jej nie zna.
Nie wychodziła stamtąd czy deszcz czy słońce jakby na kogoś czekała… ale nikt się nie zjawił, nikt jej nie rozpoznał. czytaj całość

Adoptusie. Zofia – porzucona sunia czeka na dom

zosia5 imię: Zofia
wiek: ok. 5-6 lat

płeć: suczka

Zofia została porzucona.
Sądząc po sutkach, niedawno odchowała szczeniaki i stała się niepotrzebna.
Zofia jest piękna i mądra.
Ma około 5-6 lat. waży 33 kg, wyglądem przypomina owczarka belgijskiego. czytaj całość

O nas – KOTYlion – z miłości do kotów – walka o lepsze kocie jutro…

Jesteśmy niewielką grupą osób, których połączył jeden cel – pomoc kotom porzuconym, niechcianym, niczyim. Jesteśmy z Łodzi i pomagamy przede wszystkim łódzkim kotom.
Grupa Kotylion znajduje się pod opieką Fundacji Viva! Jesteśmy formalną grupą, działająca na rzecz pomocy kotom, tworzącą domy tymczasowe, pomagającą kotom wolno żyjącym i bezdomnym. Wspieramy też koty w Łódzkim Schronisku dla Zwierząt oraz sterylizujemy koty wolno żyjące.

W 2013 r. wysterylizowaliśmy 190 kotów wolno żyjących, pod naszą opiekę trafiło ok. 220 kotów bezdomnych, wyleczyliśmy i oddaliśmy do adopcji ok. 180   z nich, z czego większość – były to adopcje trudne, bo dotyczyły kotów chorych, po przejściach. Wszystkie domy adopcyjne zostały sprawdzone przez naszych wolontariuszy – z większością mamy regularny kontakt mailowy, telefoniczny lub osobisty. Ponad 200 schroniskowym kotom pomogliśmy znaleźć dom. Część kotów zabieraliśmy do domów tymczasowych naszych wolontariuszy, lecznicy czy naszej kociarni, którą własnymi rękoma wyremontowaliśmy.

Koty schroniskowe znajdują szczególne miejsce w naszym sercu – nasi wolontariusze jeżdżą do schroniska od ok. 7 lat. Robimy kotom zdjęcia i opisy, aby  pokazać je światu i znaleźć im domy. Regularnie tez kupujemy im karmę dobrej jakości.
Przyjmujemy pod opiekę koty najbardziej potrzebujące, ale to dzięki Państwa wsparciu jesteśmy w stanie pomagać. Jesteśmy Grupą samofinansującą się i działamy w ramach wolontariatu – z potrzeby serca. Za swoją pracę nie pobieramy wynagrodzenia. Zapłatą za trud i ciężką pracę jest poczucie, że to co robimy ma sens, że dzięki naszym działaniom uratujemy choć jedno życie, choć jedno życie stanie się lepsze, a potem kolejne i kolejne. Nic tak nie cieszy, kiedy z kupki nieszczęścia wydobywa się piękny, zdrowy i szczęśliwy zwierzak. Nic tak nie dodaje sił i chęci do pracy jak otrzymane od nowego opiekuna zdjęcia, na których z trudem rozpoznajemy swoich byłych podopiecznych – bo tak ogromną przechodzą metamorfozę. Nikogo nie zatrudniamy. Sami prowadzimy stronę internetową i sami (z prywatnych pieniędzy) za nią płacimy. To do czego doszliśmy – to praca naszych rąk i Wasze ogromne wsparcie – naszych Darczyńców, bez których nasze chęci i czas nigdy by nie wystarczyły.

Bądźcie z nami, bo razem możemy nadal zmieniać świat – nie cały, ale po tej malutkiej cząstce, po kawałku.

Jeśli uważacie Państwo, że nasze działania mają sens, chcecie nas wesprzeć w walce o lepsze kocie jutro – gorąco zachęcamy do wsparcia finansowego naszej Fundacji. To nie musi być ogromna kwota – każda złotówka to realna i wymierna pomoc! To dzięki naszej wspólnej sile możemy zdziałać tak wiele!

Takie wiadomości cieszą najbardziej – Micek, adoptowany w 2007 r.

To było zgłoszenie do schroniska, jego właściciel umarł a spadkobierca zamknął go w komórce na podwórku. Jak go zabieraliśmy serce nam pękało tak płakał w podróży, a potem okazało się, że on po prostu taki krzyczek, bał się odkurzacza potwornie. Długo domu nie szukał, poszedł do Pana Mariusza, ale, że zdecydowanie ciągnęło go na dwór, przeprowadził się do jego rodziców i tak sobie wiedzie życie już od 7 lat – szczęśliwy rudas domowo podwórkowy!

witam
03-11-2007 roku adoptowałem kota Micka od Państwa, minęło już sporo czasu i chce tylko potwierdzić o jego wspaniałej formie i przedstawić na paru zdjęciach jak wygląda mimo, że ma dziś już 10
lat.  Dziękuję za tego rudzielca!!

 



KOTYlion – z miłości do kotów

Strona powstała z miłości do kotów i z potrzeby niesienia im pomocy.

Jesteśmy grupą ludzi, których połączył jeden cel - pomoc kotom porzuconym, niechcianym, niczyim.

Jesteśmy z Łodzi i pomagamy przede wszystkim łódzkim kotom.

Grupa Kotylion znajduje się pod opieką Fundacji Viva! Jesteśmy formalną grupą, działająca na rzecz pomocy kotom, tworzącą domy tymczasowe, pomagającą kotom wolno żyjącym i przebywającym w Łódzkim Schronisku dla Zwierząt oraz sterylizującą koty wolno żyjące.

Jeśli chcesz wesprzeć nasze działania możesz dokonać wpłaty darowizny na nasze subktonto w Fundacji Viva!, z którego wszystkie zebrane środki są przeznaczane na pomoc naszym podopiecznym. Grupa KOTYlion, jako projekt Fundacji Viva! posiada status organizacji pożytku publicznego, zatem każda wpłata na nasze konto może być odliczona od podatku.

UWAGA, NOWY NUMER KONTA!!!
20 1600 1462 1030 9079 0000 0007
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 39
03-772 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Dla przelewów zagranicznych:
SWIFT PPABPLPKXXX
IBAN: PL20 1600 1462 1030 9079 0000 0007